piątek, 12 lutego 2016

Prolog

6 komentarzy:
     Wpatrywałam się w obraz dziewczyny w odbiciu lustrzanym, jakbym widziała ją pierwszy raz. Pomimo zdarzenia sprzed roku, postanowiłam zacząć żyć normalnie. Jednak nie wyglądałam tak, jak kiedyś: moja twarz, niegdyś radosna i pełna życia, teraz była blada i bez śladu dawnego optymizmu. Straciłam parę kilo, więc jedyne, co na mnie w miarę dobrze leżało to biała, rozkloszowana sukienka z czarną kokardą wokół talii.
Moim włosom również brakowało dawnego blasku oraz koloru, więc rozczesałam je szybko i odrzuciłam do tyłu, aby swobodnie opadały na ramiona. Podkreśliłam oczy eyelinerem, nałożyłam cienie i musnęłam lekko rzęsy maskarą. Chciałam powrócić do dawnej rutyny, zapomnieć o każdej złej rzeczy i ruszyć do przodu.
W ostatnim czasie rzadko wychodziłam z domu, tylko w razie konieczności, więc kiedy pierwsze promienie słońca padły na moją skórę, wydałam z siebie ciche westchnienie. Niemalże zapomniałam, jak wysoka temperatura jest w Los Angeles latem.
     Od śmierci mamy minął dokładnie rok, a moja depresja pogłębiała się codziennie. Miałam dwadzieścia dwa lata, zawiesiłam studia, straciłam prawie wszystkich, których kochałam i zostałam sama.
No, może nie do końca, ponieważ był jeszcze Simon - mój najlepszy przyjaciel. Znaliśmy się od dziecka, traktowałam go jak starszego brata. Po skończeniu studiów otworzył własny gabinet i został psychologiem. Właśnie się do niego wybierałam, na prawdę potrzebowałam kogoś, komu mogłabym wszystko opowiedzieć.
Nadal nie potrafiłam pozbierać się po tragicznej śmierci matki. Policja powiedziała, że popełniła samobójstwo, ale nie wierzyłam w to. Na miejscu zbrodni nic do siebie nie pasowało, a że poszlaki prowadziły donikąd, pozostawili sprawę niewyjaśnioną. Wiedziałam, że moja mama nie zostawiłaby mnie samej, nie z własnej woli. Wiele wskazywało na morderstwo, jednak nie było jednoznacznych dowodów, dlatego musiałam dowiedzieć się prawdy.
     Żałoba przeminęła, a ja chciałam spróbować wrócić do dawnych nawyków, więc na pierwszy ogień poszło spotkanie z kimś, kto świetnie mnie znał. Uśmiechnęłam się na widok szyldu na budynku, na którym było napisane "Dr. Simon Thomson - poradnia psychologiczna". W środku wyglądało, tak samo jak w każdej poradni, no może było trochę więcej światła i roślin. Dowiedziałam się od sekretarki, iż przede mną jest jeszcze jedna osoba w kolejce, więc miałam zaczekać. Znajdował się on na piątym piętrze, więc nacisnęłam przycisk uruchamiający windę i weszłam do niej.
Gdy winda ruszyła poczułam, jakby skręcał mi się żołądek. Jeszcze parę lat temu miałam lęk przed jeżdżeniem windami i pomimo prób zwalczania go, jakiś ślad pozostał. Na drugim piętrze drzwi się otworzyły i moim oczom ukazał się chyba ósmy cud świata.
Otóż, metr ode mnie stał wysoki, bardzo przystojny mężczyzna. Miał naturalnie ciemną karnację, kolczyk w prawym uchu, czarne włosy, kilkudniowy zarost i hipnotyzujące spojrzenie. Jego ramiona pokrywały liczne tatuaże, co tylko dodawało mu tajemniczości. Kiedy mnie zobaczył, kącik jego ust lekko się uniósł, po czym wszedł do środka i stanął obok. Mogłam doskonale poczuć jego zapach - drogie perfumy oraz dym papierosowy.
To drugie zepsuło cały czar, ponieważ nienawidziłam papierosów, wywoływały u mnie odruch wymiotny. Skrzywiłam się trochę, a kątem oka zobaczyłam, że ów nieznajomy uniósł jedną brew na moje zachowanie. Staliśmy koło siebie nie odzywając się słowem, chociaż w powietrzu można było wyczuć coś dziwnego, niezrozumiałe napięcie między nami.
      Po minucie nareszcie winda zatrzymała się na piątym piętrze, więc wysiadłam prędko pierwsza i ruszyłam zdecydowanym krokiem przed siebie. Widząc napis na drzwiach z nazwiskiem mojego przyjaciela, usiadłam na jednym z krzeseł poczekalni. Zdziwiona zobaczyłam, iż nieznajomy z windy udał się pod te same drzwi i w dodatku usiadł naprzeciwko mnie.
Lekko speszona wpatrywałam się w swoje dłonie, dopóki nie poczułam, że cały czas się na mnie gapi. Wyprostowałam się więc i rzuciłam mu pytające spojrzenie. Brunetowi zaczęły lekko drżeć wargi, jakby próbował powstrzymać śmiech. Nim zdążyłam się opanować, słowa same wyszły z moich ust.
- Co pana tak bawi?
Mężczyzna parsknął śmiechem, jakby zrobił to złośliwie. Wtedy pożałowałam, że w ogóle się odezwałam.
- Pani zachowanie.
Jego głos był magnetyczny. Niski, z wyraźnym brytyjskim akcentem, na który wiele Amerykanek odczuwało szybsze bicie serca.
- Czyżby?- zapytałam z niekrytą ironią.
- Owszem.- uśmiechnął się arogancko.- obserwowanie pani ruchów jest przezabawne. Gorzej jest tylko je zinterpretować.
To chyba była najdziwniejsza konwersacja w moim życiu. Rozmawiałam  z obcym facetem (może i przystojnym, ale przy tym onieśmielającym) o moich zachowaniach i to w poradni psychologicznej.
- Zgaduję, że nie ze względu na pańską niezachwianą pewność siebie, pan się tutaj znalazł?
- Ta cecha w mojej osobie akurat mi nie przeszkadza.
- Arogancja to bardzo niedobra cecha, proszę pana.
Mężczyzna uśmiechnął się drwiąco, po raz enty w czasie naszej wymiany słów.
Zaintrygował mnie, chociaż zachowywał się, jak nadęty drań.
- Po co ja przyszedłem do zwykłego psychologa, skoro koło siebie mam, tak obeznaną wśród morałów kobietę?
Poczułam, jak moje policzki czerwienią się i teraz zapewne były w odcieniach szkarłatu. Nienawidziłam rumienić się i nie móc tego kontrolować.
- Źle pan trafił. Nie jestem do końca obeznaną wśród morałów kobietą.- odparłam, siląc się na obojętny ton.
- W takim razie jestem ciekaw tej pani niemoralnej strony.- cholera, czy on właśnie do mnie mrugnął?!
Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ drzwi do gabinetu otworzyły się i stanął w nich Simon.
- Bliss! Cieszę się, że przyszłaś, mała!
Simon Thomson był przeciętnego wzrostu blondynem, o promiennych oczach i przyjaznym uśmiechu. Znałam go od ponad 10 lat, a nadal pozostawał moim najlepszym przyjacielem, któremu mogłam powiedzieć o wszystkim. Słysząc, że nic się nie zmienił i nadal mimo swojej pracy, zwracał się do mnie, tak jak zawsze, wstałam ochoczo i przywitałam się z nim.
- Przepraszam, ale to ja byłem pierwszy.- brunet burknął, wyczuwając, że znamy się z Simonem głębiej.
Mój przyjaciel zerknął na niego i wzruszył przepraszająco ramionami.
- Oczywiście, panie Malik. Zapraszam.
Simon rzucił mi ostatnie spojrzenie i zniknął w gabinecie. Więc nieznajomy nazywał się Malik...
Wstał, otrzepując lekko spodnie i podążył za Simonem. Jednak ku mojemu zdziwieniu, otarł się o mnie ramieniem i mruknął cicho.
- Jestem pewien, że jeszcze niedługo się zobaczymy.